niedziela, 18 stycznia 2009

piękne oczy. piękne kłamstwo.

Tak więc jadę w góry. W góry. Słyszycie, w góry! Wreszcie, kurwa!

Nie lubię ludzi, którzy choć trochę przypominają tych, którzy coś znaczą. Na przykład wczoraj pod blok zajechał jakimś polonezem Grabaż. Nie, nie. Facet, patrzący jak Grabaż. To wystarczyło, by przypomnieć mi o nim.

wszystko co do powiedzenia tobie mam, to moje głodne bajki.

Albo w autobusie dziewczyna, która mrużyła oczy jak Olutta. Wróciłam do domu i napisałam list do wyżej wymienionej O.

Albo kiedy byłam na obozie, ratownik przypominał mi A. i obiecałam sobie, że po powrocie znowu spróbujemy zacząć od nowa. Nie zrobiliśmy tego.

proszę zostań, nieśmiertelnym wierszem bądź.

Marzyłam dzisiaj, tonąc w słońcu topiącym śnieg, o studenckim życiu, o łódzkim mieszkaniu zasypanym pudełkami po Malboro i grzmiącym muzyką. O miłości. O uśmiechach, kiedy mijam bliskich mi ludzi w drzwiach. I o wszystkim, co niesie słońce. O mieście aniołów. O wspólnotach, pabdziwych wspólnotach.

sometimes I feel like my only friend.

Wyjeżdżam w słońce, z aparatem fotograficznym siostry, czarnymi swetrami i uśmiechem.

3 komentarze:

  1. Czarne swetry przede syskim. Wymacać ode mnie Szyta ^ :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Under the bridge!!! Piosenka mojego dzieciństwa. Jest taka vhs ze mną w roli głównej, jak czteroletnia Killercola bawi się samochodzikami, a to leci w tle.

    OdpowiedzUsuń