Generalnie uporczywa potrzeba posiadania Kogoś Na Stałe jest bardzo irytująca. Taaak, posiadania! Bo to jest potrzeba tego rzędu, tak egoistyczna, tak fizyczna, potrzeba nikłego uśmiechu na mordzie, kiedy po przegadanej nocy idziesz z dwoma zeszytami do szkoły i pierdzielisz fakt, że powinnaś mieć siedem, bo macie swoją małą tajemnicę.
Jako, że lubię cytować Werę, która czuje tak jak ja, która jest Soulmate, która powiedziała wiele rzeczy, które ja chciałabym powiedzieć - zrobię to po raz kolejny. Mam nadzieję, że Najmilsza nie ma nic przeciwko, no bo w sumie to JA powinnam na blogu pisać. Jednakże myślę, że Ona zrobiła to dużo umiejętniej i skoro cytowałam Briana Molko i Krzysztofa Grabowskiego, to dlaczego nie Ją?
chyba za wcześnie dorosłam. za wcześnie jestem gotowa do odlotu z domu. często tak myślę, myślę długo, i nagle przypomina mi się - przecież ja właściwie nie mam domu.
to pewnie dlatego czuję silne destrukcyjne pragnienie miłości - miłości szybkiej, namiętnej, uderzającej i zaskakującej, innej niż cały zasrany szary świat. a moze po prostu chcę powrotu do jedynej takiej miłości w moim życiu.
Generalnie moje istnienie nasunęło mi wielu kochających mnie ludzi. Albo takich, którzy się wydają kochający. Ale "nieważne czy jesteś silny, ważne, że czujesz się silny". Jak powiedział Freddie Merkury - "możesz być kochany przez wszystkich, a i tak czuć się bardzo samotnym."
Wybory, jakich dokonujemy, nie mówią o nas nic prócz tego, czy czujemy się silni.
To chyba dlatego, że boję się życia. Boję się. Boję się na przykład tego, że liceum nic nie zmieni, że jeszcze mniej ochoty na walkę będę mieć, a walczyć będę musiała milion razy intensywniej. Albo tego, że na studia pójdę do Wrocławia i będę tam sama jak palec. Albo tego, że po studiach zatrudnię się w szkole i będę samotną nauczycielką-z-której-się-śmieją. Albo że mój MĄŻ (-.-) będzie grubasem z wąsami, nigdy nie rozbierającym mnie do końca i nie czekającym, aż dojdę.
Zagalopowałam się, ale chyba teraz rozumiecie, o co mi chodzi.
Dlatego poczucie normalności - miłość do ludzi, którzy są tuż obok; "posiadanie chłopaka"; plotki na szkolnym korytarzu - jest mi potrzebne. Wiem, to chore, bo gardzę tym wszystkim. Ale pewna stałość jest potrzebna każdemu.
to pewnie dlatego czuję silne destrukcyjne pragnienie miłości - miłości szybkiej, namiętnej, uderzającej i zaskakującej, innej niż cały zasrany szary świat. a moze po prostu chcę powrotu do jedynej takiej miłości w moim życiu.
Generalnie moje istnienie nasunęło mi wielu kochających mnie ludzi. Albo takich, którzy się wydają kochający. Ale "nieważne czy jesteś silny, ważne, że czujesz się silny". Jak powiedział Freddie Merkury - "możesz być kochany przez wszystkich, a i tak czuć się bardzo samotnym."
Wybory, jakich dokonujemy, nie mówią o nas nic prócz tego, czy czujemy się silni.
To chyba dlatego, że boję się życia. Boję się. Boję się na przykład tego, że liceum nic nie zmieni, że jeszcze mniej ochoty na walkę będę mieć, a walczyć będę musiała milion razy intensywniej. Albo tego, że na studia pójdę do Wrocławia i będę tam sama jak palec. Albo tego, że po studiach zatrudnię się w szkole i będę samotną nauczycielką-z-której-się-śmieją. Albo że mój MĄŻ (-.-) będzie grubasem z wąsami, nigdy nie rozbierającym mnie do końca i nie czekającym, aż dojdę.
Zagalopowałam się, ale chyba teraz rozumiecie, o co mi chodzi.
Dlatego poczucie normalności - miłość do ludzi, którzy są tuż obok; "posiadanie chłopaka"; plotki na szkolnym korytarzu - jest mi potrzebne. Wiem, to chore, bo gardzę tym wszystkim. Ale pewna stałość jest potrzebna każdemu.
Linia dzieląca szaleństwo od normalności jest bardzo cienka. Człowiek musiałby być uudoświadczonym linoskoczkiem, żeby nie spaść.
Och, po prostu niech wiem, że jesteś.