poniedziałek, 30 marca 2009

you're so gay.



don't think you're hurting me
you just killed me once

niedziela, 29 marca 2009

I'm a slackerbitch.

you hate me now, I'm sure.



Jestem wdzięczna, zrozumiałeś, że jestem chora, niezrównoważona i nie warto jebać sobie życia przez wiązanie się z kimś, kogo uczucia każdego dnia są tak różnorodne. Naprawdę, bo w gruncie rzeczy to nie chcę, żebyś zjebał sobie życie, w końcu wydawało mi się wczoraj, że cię kocham. Może pojutrze też będę tak myśleć, więc... dziękuję, że nie zawracasz sobie głowy moją osobą, w końcu nigdy jej nie lubiłam.

Jestem w zupełności poważna, kochanie.

Nienawidzę siebie, ale unicestwienie tak obojętnej mi istoty wymagałoby za dużo wysiłku.

sobota, 21 marca 2009

that was easy, but how I miss you.


"Każdy ma w życiu fascynującą, nieznajomą osobę, kogoś, kto posiada nad nim niewyjaśnioną władzę. Może nim być chłopak w krótkich, obciętych nad kolanami spodniach, który strzyże ci trawnik, albo kobieta pachnąca White Shoulders, która podbija ci kartę w bibliotece - i jeśli ktoś taki zostawiłby wiadomość w automatycznej sekretarce: >Zostaw wszystko. Kocham cię. Wyjedźmy na Florydę<, poszłoby się za tym kimś bez namysłu."
(Douglas Coupland)

Niewątpliwie.

Czy to oznaka żenującego dziwkarstwa, czy gorącej desperacji, że jest osoba, której bez namysłu wskoczyłabym do łóżka, gdyby nadarzyła się taka okazja? Tylko dlatego, że on i ja w jednym łóżku to od kiedy się poznaliśmy symbol bezpieczeństwa?

Zgaduj zgadula.

Ta odrobina honoru, której się nie wyrzekłam, nakazuje mi zrozumieć, że kiedy mniej czy bardziej grzecznie powiedziałam komuś, żeby spierdalał, nie mogę błagać o powrót.

Nigdy nie czułam się ważna. Może to dlatego, że zawsze skupiam się na tej drugiej osobie, nie przykładając wagi do tego, jak mnie traktuje.



Może dlatego byłam dobrą poduszką, w którą można się wypłakać, pobić pięściami.



Zawsze miałam skłonność do uzależnień. Na myśl wam nie przyjdą wszystkie moje nałogi, niby nieszkodliwe, a niesamowicie wyniszczające.

Żyję nadzieją. Śmieszną nadzieją.

if you're ever around
in the city or the suburbs of this town
be sure to come around
I'll be wallowing in sorrow
wearing a frown


Zapytała, co z moją erekcją.
- Jestem smutny - powiedziałem. Nigdy mi nie staje, kiedy jestem smutny.

sobota, 14 marca 2009

uhm

that was easy, but how I miss you
that was easy, but I still miss you
that was easy, how I miss you now


Generalnie ostatnio umiem wyrażać uczucia jedynie piosenkami, których słucham. Tak więc przedwczoraj przez całą noc dobiegało z mojego pokoju




Zero jakiejkolwiek manii twórczej. Ale sygnalizuję, że żyję i odczuwam.

niedziela, 1 marca 2009

leave your letter and go away.

Opowiem Wam o moim małym nałogu, o tym, co wytycza rytm mojemu życiu, czynności towarzyszącej mi kilka razy dziennie. Chodzi o zaglądanie do skrzynki i znajdowanie tam pustki. Za każdym razem, gdy wychodzę i wchodzę do domu, choćbym nie wiadomo jak się spieszyła, muszę sprawdzić, czy ktoś czasem nie pomyślał o mnie.
Ale od początku.

Pierwszy list, na który mi nie odpisano, był dość idiotyczny, pusty i bez treści, tak więc nie uznałam braku odpowiedzi za wielką stratę. Wtedy cieszył mnie sam fakt, że go wysłałam. Było to w kwietniu 2008.

Potem wysłałam swe wynurzenia do Jacka Podsiadły, zwracając się do niego jak do starego przyjaciela. Nie uznał mnie za bratnią duszę, może adres był nieaktualny, może poeta nie miał czasu na takie bzdety, może stwierdził, że nie powinien odpisywać. I słusznie. Wtedy zaczęła się mania-pustej-skrzynki.

Kolejne listy pisałam już chętnie i maniakalnie, w tym upojeniu, przy świeczkach, wieczorami. Wyznawcom. O sobie. O mojej miłości. Zaklejałam w kopercie i wysyłałam w świat, nieważne do kogo, nieważne gdzie, nieważne. Napisałam - to było ważne.

Pisanie sprawia mi nieziemską przyjemność, kiedy wszystko wydaje mi się niczym. To te dziwne chwile, które kiedyś opisałam, mówiąc o wieczorach, kiedy się umiera. To jedyne ujście, kiedy nachodzi mnie atak manii, jedyna rzecz, na której umiem się skupić i po której jest mi tak błogo.

Im więcej piszę, tym bardziej kocham samą siebie.

To dlatego, mimo że nigdy nie odpisano mi na mój list, ciągle piszę i pisać będę. Wysyłać w kolorowych kopertach, wymyślać dopiski, ślinić znaczki i uśmiechać się. Chcę.


Jeżeli nam się uda to cośmy zamierzyli
i wszystkie słońca które wyhodowaliśmy w doniczkach
naszych kameralnych rozmów
i zaściankowych umysłów
rozświetlą szeroki widnokrąg
i nie będziemy musieli mówić że jesteśmy geniuszami

bo inni powiedzą to za nas
i auerole
tęczowe aureole
...ech szkoda gadać
Panowie jeżeli to się uda

To zalejemy się jak jasna cholera