sobota, 28 listopada 2009

Tylko zmysły mogą uleczyć duszę, tak samo, jak dusza może uleczyć zmysły.

Nigdy nie pozbędę się przeświadczenia, że osiedla budowano w taki sposób, żeby zabawnie wyglądały kobiety biegające wokół bloku oznaczonego 1-7 w poszukiwaniu klatki 6, zanim zorientują się, że są tam tylko klatki o numerach nieparzystych; kostka brukowa służy zaczepianiu się o obcasy; parasolki za 15 złotych są tylko po to by ośmieszyć właścicielki podczas wietrznej ulewy. Że wesela są wynalazkiem kogoś słabego z matematyki, bo wcale się nie zwracają (no, chyba że jakiś wąsaty wuj przesadzi z wódką). Że małżeństwa nie bywają owocem miłości, a owocem lęku przed samotnością. Że cała TA literatura to usprawiedliwienie ludzkości, gdy pojawiają się wyrzuty sumienia, że nie jest oczytana. Że cała ekologia to usprawiedliwienie ludzkości po tym, czego nie da się cofnąć.

Ktoś w średniowieczu, być może nawet duchowny, doszedł do wniosku, że w niewygodzie jest coś bardziej moralnego niż w wygodzie. Hedoniści sprowadzili epikureizm do pragnień natury ludzkiej, a przeciwnicy hedonistów sprowadzili hedonizm do wyuzdania. To przeświadczenie, że niewygoda jest moralna, sprowadziło mnie kiedyś do tego, że po nieprzyjemnościach we wrocławskim tramwaju z grupą staruszków sądzących, że pod stosem zniczy i wiązanką kwiatową doznaję sadystycznej przyjemności z zajmowania należącego się im miejsca siedzącego, nie siadałam w środkach komunikacji miejskiej, nawet gdy były zupełnie puste.

Znam wiele historii o Waszych rodzinach, które sądzą, że nie powinniście często wyjeżdżać, bo się przyzwyczaicie; pamiętam mojego dziadka, który sądził, że spędzając godziny przy komputerze, rozmawiam z pedofilami i oszustami całego świata. Przyjemne nie może być dobre, przyjemność dla przyjemności prowadzi do jakiejś zguby.

- a grzech był tylko jeden
i to mój: n i e r o z u m i e ć.


Moja polonistka uważa, że do dziś widać efekt półwiecznego opóźnienia w nadejściu renesansu do Polski w stosunku do innych krajów europejskich.

A ja nigdy nie zrozumiem, po co francuskim homoseksualistom prawo do małżeństw, chyba tylko po to, żeby było o co krzyczeć.



I nigdy nie zrozumiem, co zgubnego może być w oglądaniu nieba nad miastem o zachodzie słońca (i niekoniecznie przez szybę), w herbacie z cytryną, w "Wierszach zebranych" Podsiadły rozerwanych na pół i internetowych walkach na sprawność palców. I innych przyjemnych rzeczach, które nas zniewalają tą bardzo nieważną niewolą.


środa, 25 listopada 2009

i'm shaking like milk, turning, turning blue

Lubię czytać blogi. Lubię pisać blogi. Nie lubię się tłumaczyć, czemu tego nie robię, kiedy wy macie ochotę poczytać.

W sieci jest mnie dużo. Kiedy mi źle, piszę tam, gdzie nie zaglądacie; kiedy mi dobrze, piszę na fotoblogu, którego duża część was widzi automatycznie obok własnego. Wisi gdzieś jeszcze w internecie fotoblog, w którym na świeżo opisałam pierwszy raz, kiedy spodobało mi się Placebo. Jest też gdzieś strona, na której podpisałam własnym nazwiskiem bardzo zbuntowany tekst, który napisałam na jakiś wakacjach. Nie usuwam śladów siebie z sieci. Można znaleźć mnie na forum Comy, której przecież już dawno nie słucham, na last.fm mam prawie dwieście odtworzeń Nirvany (i nie chcę tłumaczyć, że zostały nabyte tą samą drogą, co 90 odtworzeń Iggy Popa). Nie ukrywam, że swego czasu miałam dreszcze słuchając Metalliki i dumnie wrzucałam na fotobloga zdjęcie, na którym mam na sobie bluzę kolegi kindermetala. Nie wstydzę się swojej naiwności przy pokazywaniu światu ulubionego tekstu piosenki, choć przecież nikt tego nie czytał.


Bo choć teraz wszystko jest inaczej, za dwa lata będę śmiać się z szesnastoletniej siebie. A może nawet będę tęsknić.
Bardzo możliwe.


Nie wiem, kiedy wrócę. Nie panuję nad tym co piszę, a kiedy nie panuję, czuję się słaba.