wtorek, 23 czerwca 2009

now my feet don't touch the ground.



Zaczyna się robić twórczo, codziennie piszę listy, które wsadzam do zeszytów i o nich zapominam. Czytam teksty piosenek, które kocham od roku, a których nigdy nie czytałam, bo nie miałam takiej potrzeby. Jem pity wegetariańskie. Oglądam zdjęcia z urodzin Sheat.


Patrzę na mamę robiącą zdjęcia psu komórką. Dopasowuję stare bluzki do nowych spódnic i narzekam na brak czerwonej biżuterii. Myślę o zbliżającym się Open'erze. Czytam bloga Ewy. Zastanawiam się, ile osób tu jeszcze kiedykolwiek zagląda. Wysyłam paczki żywnościowe martwym mendom społecznym. A właściwie jednej. A właściwie jedną. Biegam po domu krzycząc i obwieszczając sąsiadom na dziesiątym piętrze, że idę kupić z G. antyperspirant dla jej taty. Podglądam. Słucham muzyki. Zastanawiam się, w której klasie czytałam książki siedząc na drzewie. Zastanawiam się, kiedy zacznie się normalna pogoda i kiedy pójdę na basen. Diagnozuję u mamy depresję. Idę kupić sok za 6 złotych w dziesięciogroszówkach. Piję dużo kawy, jem dużo truskawek z jogurtem naturalnym. Potrzebuję kilku płyt DVD, o których wam nie powiem, bo będziecie chcieli wydać na ten temat jakiś sąd, a ja jestem przekorą, mam na imię przypadek i spaliłam ostatnio mrożonkę na patelni. I byłam w niedzielę na koncercie Myslovitz.



1 komentarz:

  1. No ja jeszcze zaglądam. A właściwie to nie muszę bo mam RSS na iGoogle- pożyteczna rzecz.

    OdpowiedzUsuń